To był mecz Litwina, który zdobył 24 punkty i podobnie jak Tomas Masiulis w zeszłym sezonie, głosem kibiców został uznany MVP finałów. Rzucający Prokomu grał z lekką kontuzją kciuka i widać było, że na początku meczu mu to przeszkadzało. Druga połowa to już jednak teatr jednego gracza, który rzucił 17 punktów z 40 drużyny. - Jestem bardzo szczęśliwy. Chciałbym podziękować drużynie ze Zgorzelca, za to jak się nam postawiła w tych finałach oraz swoim kolegom z zespołu i kibicom – mówił po spotkaniu z uśmiechem na twarzy Slanina.
Emocje w meczu w Sopocie dało się wyczuć jeszcze przed meczem. Prokom przygotował dla swoich kibiców wiele atrakcji, w tym żółte kartki z napisem Mistrz, przewidując nieco wynik piątego spotkania. Oba zespoły od pierwszych minut starały się wykorzystać swoje przewagi.
Fot. Turów Zgorzelec
Sopocianie powrócili do grania pod kosz i zdominowali walkę pod koszami. Początkowo zdołali sobie dzięki temu wypracować kilka punktów przewagi, ale Turów szybko wyrównał po kilku przechwytach i kontratakach. Dobrze kryci byli liderzy obu drużyn Kelati i Slanina. Po pierwszej kwarcie zespół trenera Kijewskiego prowadził 14:12.
W drugiej części gry na początku oba zespoły grały bardzo chaotycznie. Dużo strat i niecelne rzuty nawet z czystych pozycji spowodowały, że po piętnastu minutach był bardzo niski wynik (20:21). Chwilę później celnym trafieniem za trzy z faulem popisał się Christian Dalmau, a Anders Rodriguez w krótkim okresie czasu zaliczył trzy przewinienia. Po kolejnym trafieniu sopocian z dystansu Prokom prowadził 28:23. Goście seryjnie pudłowali rzuty wolne i nie mogli złapać odpowiedniego rytmu. Wynik do przerwy rzutem spod kosza ustalił Lance Williams.
Więcej na stronach BOT Turów Zgorzelec