Początek spotkania zdecydowanie należał do gospodarzy. Znakomita obrona w wykonaniu zgorzelczan pozwalała Turowowi przeprowadzać skuteczne kontrataki, które napędzał Andres Rodriguez. Portorykański rozgrywający nie tylko zdobywał punkty, ale także kreował sytuacje dla partnerów. Gospodarze tego sobotniego pojedynku od samego początku narzucili swój styl gry i rozbijali obronę Znicza celnymi rzutami za trzy. Początkowo na ataki zgorzelczan odpowiadał tylko Sani Ibrahim, który brylował pod tablicami.
W drugiej odsłonie meczu obudził się Ricky Clemons. Rozgrywający Znicza oddał w tym spotkaniu aż 10 rzutów za trzy punkty, z czego 5 doszło celu. W większości były to rzuty oddawane z nieprzygotowanych pozycji, które jednak dochodziły celu i pozwalały na utrzymywanie wyniku, bo Amerykanin po wyprowadzeniu piłki z końca parkietu, przebiegał niemal całe boisko, by później oddać rzut za trzy. Znicz utrzymywał się w grze dzięki tym jakże szalonym rzutom Clemonsa, a trener Filipovski zmuszony był prosić o przerwę w grze.
- Rozpoczęliśmy mecz z piętnastopunktowym prowadzeniem i później pozwoliliśmy na „Ricky Clemons show” i jego popis trójek – mówił po zakończeniu spotkania trener Saso Filipovski.
Po pierwszej kwarcie, którą Turów wygrał zdecydowanie 28:12 nic nie zapowiadało, że scenariusz może się odmienić. Gdy na kilkanaście sekund przed końcem drugiej odsłony meczu koszykarze Znicza wybijali piłkę z autu, nikt nie spodziewał się, że właśnie tak zakończy się ta pierwsza połowa. Dobrze pilnowany Alvin Cruz długo zwlekał z oddaniem rzutu, lecz w końcu wyrzucił piłkę w stronę kosza, która równo z końcową syreną wpadła i Portorykańczyk mógł cieszyć się ze zdobytych punktów.
Więcej na stronach BOT Turów Zgorzelec