Gromadziły również ich mieszkańców, chętnie korzystających z szynków w dni świąteczne i wolne popołudnia. To w nich – a także w otaczających je małych parkach i na pobliskich terenach zielonych - organizowano przy różnych okazjach potańcówki i bale. Zachowane fotografie sprzed lat utrwaliły obrazy takich spotkań.
Wielu tych przybytków, zwłaszcza samotnie niegdyś stojących przy leśnych drogach, nie ma już od dawna. Zakończenie działalności niektórych poprzedziły dramatyczne wydarzenia w ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej, przynoszące tragedię ich właścicielom. Taki kres spotkał karczmę wzniesioną w lesie, niewiele ponad kilometr na wschód od Osieczowa, przy tak zwanej drodze żagańskiej.
Na sąsiadującym z szynkiem skrzyżowaniu dróg stał kamienny drogowskaz, ułatwiający wędrowcom obranie właściwego kierunku podróży. Ów piaskowcowy obelisk z wyrytymi nazwami miejscowości i strzałkami, wskazującymi ich położenie, został po wojnie przewrócony - po czym długo leżał ukryty w zaroślach. Kilkadziesiąt lat temu myśliwi wkopali go na pierwotnym miejscu posadowienia.
Nazwa tej karczmy – Neue Schānke, czyli nowa gospoda, może świadczyć o dość późnym jej wzniesieniu. Fotografia sprzed lat prezentuje ów obiekt ze zgromadzoną przed nim liczną grupą cyklistów, a także czekającą na klienta dorożkę. Według zasłyszanych od byłych mieszkańców przedwojennego Osieczowa informacji karczmarz i zamieszkujące z nim w gospodzie osoby zostały zabite w lutym 1945 roku i gdzieś w pobliżu pogrzebane. Dzisiaj potwierdzenie tych wiadomości jest raczej niemożliwe, zaś po dawnym szynku pozostały jedynie resztki fundamentów, zasypane ułamkami cegieł, dachówek i kamieni.
Pięknym miejscem odpoczynku był hotelik, świadczący wytworne usługi gastronomiczne, wybudowany w malowniczym miejscu, przy górnej krawędzi skalnego, sztucznego wąwozu, powstałego w wyniku pozyskania piaskowca – między innymi wykorzystanego do budowy bolesławieckiego wiaduktu kolejowego. Obiekt ten funkcjonował opodal leśnej drogi, biegnącej z Bolesławca do Bukowego Lasu, mijającej niegdyś obiekty dużej cegielni pod Dobrą. Tej samotnej gospodzie, niewątpliwie z racji jej położenia, nadano nazwę „Gościniec przy kamieniołomie”.
Na starej pocztówce widnieje jego urokliwa bryła z wystającym ponad dachem niby-kominem, opatrzonym blankami. Drugie zdjęcie widokówki prezentuje urządzony na zapleczu ogród. W nim do dyspozycji gości oddano ustawione na zewnątrz stoły i ławy, ukryte na wszelki wypadek pod solidnym, drewnianym zadaszeniem, skutecznie chroniącym przed nieoczekiwanymi kaprysami pogody. Tu zapewne przenoszono się w ciepłe dni z sali konsumpcyjnej zajazdu, w której zwykle serwowano biesiadnikom posiłki. Właścicielem austerii był Adolf Wendrich.
I tego pięknego gościńca nie ma już od lat. Dzisiaj tylko – jak za czasów jego istnienia - od kamiennych resztek fundamentów byłej oberży strome zbocze zbiega na dno wyrąbanej w skalnej caliźnie, długiej doliny. Tam, w zarośniętej paprociami płytkiej studzience znaleziono niegdyś kilka kul armatnich, pochodzących najprawdopodobniej z okresu wojen napoleońskich.
Kolejnym samotnym zajazdem była duża restauracja i hotelik przy szosie, wiodącej z Bolesławca przez Stare Jaroszowice do Lwówka. Istniała tam także strzelnica, wyposażona w schrony dla obsługi oraz trasy spacerowe w pobliskim lesie.
Podobnych obiektów noclegowo-gastronomicznych było więcej, jak choćby Lisia Gospoda na obrzeżu Osiecznicy, mały zajazd smażalni, oferujący piwo w lesie pod Parową czy Dębowa Gospoda w lasach koło Świętoszowa.
Dzisiaj tylko stare widokówki przypominają te tętniące niegdyś życiem, pożyteczne obiekty …