Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Refleksje spod Wzgórza Fryderyki

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Neuhammer przed 1945 rokiem - czyli obecną Nową Kuźnię, leżąca tuż przy granicy powiatu bolesławieckiego - tworzono zapewne wtedy, gdy na pobliskim terenie funkcjonowały już inne, starsze hamernie. Przypuszczalnie właśnie dlatego do głównego członu jej nazwy dodano określenie „nowa”. Nie ma ścisłych zapisków źródłowych, wskazujących dokładniej na czas powstania zalążków tej sadyby.
Refleksje spod Wzgórza  Fryderyki

Refleksje spod Wzgórza  Fryderyki
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Refleksje spod Wzgórza  Fryderyki
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Refleksje spod Wzgórza  Fryderyki
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Przedwojenna informacja, pochodząca z zaginionych dokumentów, przechowywanych niegdyś w archiwum zamku pobliskiej wsi Modła głosiła, iż w roku 1381 na północ od niej funkcjonowała niewielka osada Jakobsdorf, która później zmieniła nazwę na Neuhammer. Pozwala to przypuszczać, iż informacja ta mogła dotyczyć wspomnianej Nowej Kuźni. Z kolei w roku 1554, w rejestrze pobieranych na tym terenie czynszów, wymieniono także sadybę noszącą miano Neuhammer.

Dawna tradycja i lokalne przekazy wiązały początki tutejszego osadnictwa głównie z wytapianiem w leśnych hamerniach żelaza, otrzymywanego z występującej tu dość powszechnie rudy darniowej. Pozyskiwanie metalu wymagało jako opału dużych ilości drewna, dostarczanego z miejscowych kompleksów leśnych.

Niegdyś Nowa Kuźnia podzielona była na dwie gminy, należące do różnych powiatów - bolesławieckiego i lubińskiego. Jak podają lokalne kroniki - charakterystyczne dla pobliskich okolic bywały niszczycielskie nocne przymrozki, występujące na przełomie czerwca i lipca. Skoro pisano o nich w annałach - musiały naprawdę dawać się ludziom we znaki.

Owe nagłe chłody nie przestraszyły jednak na tyle majętnych włodarzy pobliskiego masywu leśnego, hrabiów zu Dohna, by zrezygnowali oni z budowy na pobliskim wzniesieniu, zagubionym w głuszy pomiędzy Nową Kuźnią i Chocianowem, okazałej, neogotyckiej wieży widokowej. Niestety – porażająca bezmyślność i prymitywny wandalizm dawno już doprowadziły ten piękny, pożyteczny kiedyś obiekt do skrajnej ruiny. U jej podnóża butwiejące pokłady opadłych liści kryją też resztki stojącej tu niegdyś leśniczówki.

Przed 1945 rokiem teren ten stanowił cel wycieczek i rekreacyjnych zabaw, które przyciągały całe rodziny mieszkające w Chocianowie i okolicznych miejscowościach. Po latach wspominał go z rozrzewnieniem jeden z dawnych mieszkańców przedwojennego Kotzenau – dzisiaj Chocianowa. Jako dziecko bawił się bowiem często pod wieżą z kolegami. Mimo doskonałej pamięci po wielu latach z trudem odnajdywał drogę do miejsca, zupełnie zmienionego w ciągu kilku dekad.

Wzgórze Fryderyki – tak bowiem brzmiała nazwa stożkowatego wybrzuszenia terenu, na którym wzniesiono basztę widokową, określono tak dla swoistego uhonorowania hrabiny Fryderyki zu Dohna – zaś wieżę określano mianem wieży Fryderyki. Nie Fryderyka, jak się utarło mówić o niej po wojnie ! Jak już wspomniano - arystokratyczny ród, z którego pochodziła „matka chrzestna” pagórka i wzniesionego na nim punktu widokowego, władał w tej okolicy ogromnym majątkiem.

Świadomość nieletniego mieszkańca byłego Kotzenau przez wiele lat przechowywała piękny, wręcz idylliczny obraz zapamiętanego z dzieciństwa miejsca zabaw z przyjaciółmi, zatopionego w kniei. To tam u podnóża neogotyckiej budowli stała też leśniczówka, zamieszkiwana przez rodzinę Pietsch. Dzieciaki bywały pod wieżą w soboty oraz niedziele. Pietschowie sprzedawali lemoniadę, przyrządzali też kawę. Goście odpoczywali przy zbitych z sosnowych desek stołach, siadając na drewnianych ławach.

Wokół pyszniła się piękna przyroda, zachwycał zwłaszcza bogaty świat ptactwa. Przy wzniesieniu żyły krzyżodzioby, sikorki, czyżyki, szczygły, szczygiełki, gile tudzież wszystkie rodzaje dzięciołów. Po pniach bez lęku wspinały się liczne wiewiórki.

W bliskie sąsiedztwo leśniczówki podchodziły całe rudle danieli, liczące nawet od trzydziestu do pięćdziesięciu sztuk tych zwierząt, żyjących dziko na wolności. Czasami zdarzała się możliwość ujrzenia dorodnych jeleni, bywało też, że opodal przechodziły samotnie wielkie łopatacze łosie.

W zimie po odkrytych stokach wzgórza dzieciarnia i dorośli jeździli na sankach. Były dwa jakby tory - jeden bardzo spokojny, łatwy i bezpieczny, drugi wręcz szalony, niezwykle stromy i ze skoczniami. To na nim śmiałkowie rozbijali często swoje „pojazdy”, a wraki służyły potem już tylko jako opał kominków. Przecież korzystano przede wszystkim z drewnianych sanek. Zimowe igraszki trwały do późna, gdy zapadał zmierzch, śmiertelnie zmęczone zabawami dzieci wracały do domu, przemierzając ciemnym lasem długie trzy kilometry.

Zostały po tym tylko wspomnienia, bowiem beztroskie dzieciństwo – i to nie tylko chłopca z byłego Kotzenau, lecz także milionów dzieci na całym świecie – zakończyła najstraszliwsza z wojen, rozpętana przez brunatnego „wodza”. Zbrodniczego watażkę, wybranego głosami Niemców - i na fali euforii początkowych zwycięstw gorliwie go popierających – podobnie zresztą, jak i innych nazistowskich bandytów.

Czy pamiętając o tym ludzkość naprawdę wyciągnie ostatecznie wnioski z tej tragicznej lekcji historii ?...


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Piątek 19 kwietnia 2024
Imieniny
Alfa, Leonii, Tytusa

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl