Podobnie jak inne puszczańskie wsie – także Jagodzin często zmieniał właścicieli. W latach 1491-1492 stał się dobrami rady miejskiej Zgorzelca, a od roku 1493 bezpośrednim posiadaczem sadyby był miejscowy bogacz, Hans Szpecht, zawiadujący ponadto wiejskim młynem wodnym i stawem hodowlanym. Przekazy kronikarskie opisują go jako osobę na tyle zamożną, że jego dłużnikiem został nawet właściciel Puszczy Osiecznickiej, pan na Kliczkowie Kacper von Rechenberg. Szpechta wymieniono również w kontekście zorganizowanego sprzeciwu leśnych metalurgów, pragnących zablokować dążenie krajowego wójta Zygmunta Decińskiego, zamierzającego utworzyć nowy zespół stawów hodowlanych w okolicznych borach.
W roku 1493 we wsi funkcjonowało osiem chłopskich zagród, zaś rok 1566 przyniósł przyłączenie do Jagodzina północnego fragmentu sąsiedniej wsi, Piasecznej. W roku 1737 elektor Fryderyk August II ustanowił w Jagodzinie siedzibę nadleśniczego. Zarządzał on tak zwaną puszczą dolną. Urząd ten zlikwidowano dopiero w latach dwudziestych ubiegłego stulecia. W wieku dziewiętnastym wieś stała się centrum przemysłu drzewnego. W roku 1755, po wielu latach funkcjonowania zamknięto miejscową hutę żelaza, korzystającą z rudy darniowej.
W 1846 roku, przez Jagodzin poprowadzono linię kolejową, łączącą Węgliniec z Żarami. Od roku 1860 pracował tu zakład suchej destylacji drewna, produkowano ocet drzewny, alkohol metylowy, smołę i terpentynę. W 1888 roku zaczął funkcjonować duży tartak parowy.
Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa – wieś była daleko od linii frontów. Jednak także z tej miejscowości do wojska wcielono mężczyzn. Bardzo szybko do Jagodzina zaczęły docierać żałobne telegramy. Po zakończeniu wojny poległym wojakom z Jagodzina postawiono pomnik. Dzisiaj próżno by go szukać.
Pod koniec marca i na początku kwietnia 1945 okolice wsi były miejscem koncentracji różnych wojsk, najpierw głównie oddziałów niemieckich z 21 Dywizji Pancernej. Potem tereny zajęła polska 4 Drezdeńska Brygada Pancerna. W tym okresie we wsi mieścił się sztab 2 Armii Wojska Polskiego, dowodzonej nieudolnie przez generała Karola Świerczewskiego.
Zalesione okolice aż po brzeg Nysy Łużyckiej służyły jako miejsce koncentracji polskich czołgów, otrzymywanych od Rosjan T–34–76 i T–34–85. Warto więc tym maszynom poświecić nieco więcej uwagi.
Już w 1943 roku wydarzenia na froncie wschodnim ujawniały słabe strony średniego tanku T-34–76. Występował zwłaszcza problem niewystarczającego uzbrojenia głównego owego czołgu. Niemcy zresztą także modernizowali w tym zakresie swój podstawowy, popularny na wszystkich frontach panzer IV, który wyposażono w nową, długolufową armatę kalibru 75 mm. Generałowie Stalina rozumieli, że także T-34 należy uzbroić w działo o znacznie większej sile ognia, mogące stanowić zagrożenie dla najnowszych czołgów wroga.
Rosyjską maszynę postanowiono zmodernizować z wykorzystaniem większości elementów zawieszenia T-34-76, jednak zmieniając wieżę, w której zainstalowano działo o długiej lufie kalibru 85 mm. Kilka zespołów konstruktorów intensywnie pracowało, by jak najszybciej nowy pojazd pancerny mógł pojawić się na froncie.
Produkcję seryjną zmodernizowanego czołgu podjęto na początku 1944. Co ciekawe - wozy wytwarzane w różnych wojennych fabrykach czasem różniły się kształtem wieży, konstrukcją kół nośnych i innymi szczegółami budowy. Związek Sowiecki produkował te maszyny jeszcze po zakończeniu wojny, do 1950 roku zbudowano około czterdziestu czterech tysięcy pojazdów. Wytwarzano je na licencji także w PRL-u.
Dzisiaj w lasach pod Jagodzinem można znaleźć pojedyncze ogniwa gąsienic T-34 i inne elementy tych maszyn. To świadectwa burzliwej historii ostatnich dni drugiej wojny światowej na tym terenie.