Nieco wcześniej w tymże samym lutym wojna z całą grozą dotarła także do pobliskiego Chocianowa. Dzieli go od Bolesławca około trzydzieści pięć kilometrów urozmaiconego terenu, w dużej części porośniętego lasem.
Dojście Hitlera w Niemczech do władzy i rządy III Rzeszy odcisnęły swoje piętno również na ówczesnym Kotzenau. Ale po wybuchu drugiej wojny światowej większość jego mieszkańców długo nie doświadczała bezpośrednich skutków toczonych daleko walk.
Nieuchronnie zbliżał się jednak kres mającej trwać tysiąc lat III Rzeszy. Obywatele niemieckiego Kotzenau coraz częściej z przerażeniem obserwowali kolumny uciekinierów i własnych, zdemoralizowanych żołnierzy z rozgromionych przez Armię Sowiecką oddziałów. Minął czas bezkrytycznego hajlowania tudzież nazistowskich parad „übermenschów”.
W Chocianowie zainstalował się sztab odtwarzanej z rozbitych hitlerowskich formacji 6 Dywizji Grenadierów Ludowych, dowodzonej przez generała majora Otto-Hermanna Brücknera. Krótko obsadzała ona potem między innymi zachodni brzeg Bobru pod Bolesławcem.
Ocena zaangażowanych po stronie sowieckiej i niemieckiej sił przedstawiana jest różnie. Chocianów dziesiątego lutego skutecznie zaatakowała piechota sowiecka z 350 Dywizji, dowodzonej przez generała majora Grigorija Wiechlina. Stanowiła ona część 13 Armii Ogólnowojskowej generała pułkownika Nikołaja Puchowa. Także walczący w mieście 24 Korpus Armijny generała majora Dmitrija Onuprenki był jej częścią.
Do Chocianowa wkroczyły również pewne siły z 3 Armii Pancernej Gwardii generała pułkownika Pawieła Rybałki - i część żołnierzy 52 Armii Ogólnowojskowej generała pułkownika Konstantina Korotiejewa.
Według niektórych źródeł miasto miało umocnione przedpola, obsadzone przez doborowy garnizon niemiecki. Z kolei inne materiały wskazują na oparcie niemieckiej obrony głównie na Volksturmie. Część badaczy podaje, iż zniszczenia zabudowy miasta oscylowały w granicach dwudziestu pięciu procent. Różnie określane są także ludzkie straty Armii Czerwonej. Najbardziej prawdopodobna liczba stu siedemdziesięciu czterech poległych powtarzana jest kilkakrotnie.
Gdy czołgi z czerwoną gwiazdą na pancerzach toczyły się szosą, wiodącą z Chocianowa w kierunku Pasternika i Wierzbowej, niewiele ponad kilometr od osi ich trasy doszło do starcia sowieckiego patrolu rozpoznania z ukrytymi na puszczańskiej wieży volksturmistami. Ostrzelali oni z owej neogotyckiej baszty przeczesującą las rosyjską straż boczną.
Według wspomnień sowieckich pancerniaków - dowódcy czołgów jechali w kierunku Nowej Kuźni i Modłej sporadycznie podnosząc klapy włazów i stojąc w wieżach. Niemieccy snajperzy ukryci byli bowiem w rosnących po obydwu stronach szosy lasach. Przemykający tamtędy rosyjscy szperacze często nie nadążali za tankami. Szukali min, które Niemcy mogli umieścić w przydrożnym terenie.
Świetlica w sąsiadującej z Nowa Kuźnią Wierzbowej była w czasie wojny komandem roboczym Rückenwaldau – filią stalagu VIII A ze Zgorzelca. Tuż przed wkroczeniem Sowietów do wsi jeńców alianckich popędzono pod eskortą na zachód. W mroku zimowego przedświtu idącą za wiejską stacją kolejową kolumnę ostrzelano z pobliskiego lasu. Rany odniosło kilka osób. Konsekwencją postrzału była śmierć już w lazarecie między innymi nowozelandzkiego komandosa, Lesliego Mc Ivera.
Do dziś nie ma pewności, kto otworzył ogień. Istnieją tylko przypuszczenia, że mogli to być żołnierze sowieccy, zdezorientowani sytuacją.
Już po zajęciu Wierzbowej dokonano tu kilku zbiorowych egzekucji. Ofiary zakopano w nieoznaczonych mogiłach w lesie i na zapleczu gospodarstwa. Zwłoki kolejnych kilkunastu żołnierzy niemieckich ekshumowała ostatnio z miejsca podwórkowego pochówku Grupa Archeologiczna „Pomost”.
Nie wiadomo, ile jeszcze takich mogił polskich, rosyjskich, niemieckich i przedstawicieli innych narodów jest w okolicznych lasach. Te szczątki poległych i zamordowanych, w tym także osób cywilnych a nawet dzieci – to straszne memento i oskarżenie każdej wojny…